Kultura bez Boga
Kultura bez Boga
Czy będąc przy zdrowych zmysłach można próbować twierdzić, że słońce nie istnieje? Rozsądek podpowiada, że nie. Ale jeśli przyjrzeć się tej sprawie nieco dokładniej możemy dojść do zaskakujących wniosków. Wyobraźmy sobie człowieka, który tak bardzo nie lubi słońca (nieważne z jakiej przyczyny), że podjąłby taką próbę. Jeśli jest wystarczająco inteligentny zrozumie, że nie zdoła tego zrobić metodą frontalnego ataku. Ale może przecież stopniowo wysuwać wątpliwości. Na przykład powiedzieć, że nie da się tego stwierdzić bezpośrednio, bo słońce jest tak jasne, że patrząc w nie możemy co najwyżej oślepnąć. Albo też zasadnie twierdzić, że być może słońce istnieje, ale wcale nie jest nam potrzebne do życia. No bo przecież świeci tylko w dzień a nie w nocy. Co więcej często również i w dzień jest skryte za chmurami, tak, że go nie widzimy. A my przecież mimo to żyjemy.
Ponieważ trudno od razu odrzucić taką argumentację człowiek ów będzie ją pewnie dalej rozwijać. Na przykład przywołując dosyć oczywiste fakty, że w wielu sytuacjach kontakt ze słońcem może okazać się szkodliwy dla ludzi. Ma do dyspozycji liczne argumenty – chociażby śmierć w wyniku udaru słonecznego czy bolesne rany skóry wywoływane często przez nadmierne przebywanie na słońcu. Dla większego efektu może też przypomnieć straszliwe cierpienia ludzi, którzy z pragnienia ginęli na pustyni. Jeśli nieopatrznie wdamy się w dyskusję na tym poziomie argumentów twierdząc na przykład, że słońce jest przecież także źródłem witaminy D zwanej często witaminą życia, ktoś z boku może zasadnie skłonić się ku poglądowi naszego oponenta: wszak śmierć z pragnienia na pustyni to argument bardziej przekonujący i malowniczy. I w ten sposób uwiarygodniony zostanie ktoś, kto podjął się misji niemożliwej i sprzecznej ze zdrowym rozsądkiem.
Ten dosyć rozbudowany przykład okazuje się pomocny, żeby zrozumieć sytuację dzisiejszej Europy i jej kultury. Wystarczy tylko w miejsce słońca wstawić Boga, a jeszcze lepiej Chrystusa. Wtedy łatwiej będzie pojąć jak w kulturze tej doszło do czegoś, do czego dojść nie powinno. Bo przecież mówimy o kulturze, u której początków leżało jedyne w dziejach ludzkości wydarzenie. Oto prawdziwy Bóg, Stwórca całego wszechświata z miłości do ludzi sam stał się człowiekiem i nie tylko nauczał ich prawdy, ale także zmazał ich grzechy ofiarą na krzyżu. Ponadto uwiarygodnił swoją misję dokonując licznych spektakularnych cudów, by w końcu największym z nich – Zmartwychwstaniem pokazać, że ma władzę także nad śmiercią.
I właśnie na nauce przekazanej przez Jezusa Chrystusa zbudowana została cała nasza kultura. Cały sposób jej funkcjonowania, zarówno w wymiarze indywidualnym jak i społecznym był chrześcijański. Nic w tym dziwnego, bo przecież tworzyli ją ludzie, którzy za właściwy cel swojego życia uznali zbawienie. Dlatego budowali taką kulturę, w której ta niełatwa, bo wymagająca systematycznej pracy nad sobą misja, miała największe szanse powodzenia. Nasza kultura jest zatem nierozerwalnie związana z chrześcijaństwem. Począwszy od elementów tak podstawowych jak kalendarz. Wszak czas liczymy od daty narodzin Chrystusa, a w każdy tygodniu po sześciu dniach przeznaczonych na pracę mamy siódmy, który w szczególny sposób powinien być poświęcony Bogu. Nic zatem dziwnego, że większości dzieł, które tworzą europejskie dziedzictwo kulturowe nie da się w pełni zrozumieć jeśli nie uwzględni się ich związków z chrześcijaństwem.
Wszystko to świadczy o jednym. Wiara chrześcijańska przez stulecia była dla ludzi w Europie najistotniejszym przewodnikiem w ich życiowych poszukiwaniach i wyborach. Przypomina to w swojej pierwszej encyklice Lumen Fidei papież Franciszek. Pisze tam, że dla chrześcijan Chrystus od początku był prawdziwym Słońcem, którego promienie dają życie.
Tymczasem dziś sytuacja w Europe wygląda zupełnie inaczej. Stało się tak za sprawą idei, która upowszechniona została stosunkowo niedawno – w epoce Oświecenia. Żyjący wtedy we Francji intelektualiści uznali, że człowiek jest w stanie poradzić sobie bez Boga. Tego typu pomysły pojawiały się już wcześniej, ale to właśnie wtedy spróbowano ideę samowystarczalności człowieka wcielić w życie. Próba ta zakończyła się spektakularną tragedią. Trudno bowiem inaczej nazwać sytuację, gdy w celu zniszczenia obrońców wiary w prowincji Wandea po raz pierwszy w historii naszego kontynentu świadomie wybrano metodę ludobójstwa (systematycznej i planowej eksterminacji ludności).
Kolejne próby usunięcia Boga z ludzkiego życia, choć w praktyce także okazały się nieudane doprowadziły do istotnej zmiany w sposobie rozumienia roli religii i wiary. Przywołajmy znowu słowa papieża Franciszka z jego encykliki: W nowożytnej epoce uznano, że takie światło mogło wystarczyć starożytnym społeczeństwom, ale nie jest potrzebne w nowych czasach, kiedy człowiek stał się dojrzały, szczyci się swoim rozumem, pragnie w nowy sposób badać przyszłość. W tym sensie wiara jawiła się jako światło iluzoryczne, przeszkadzające człowiekowi w odważnym zdobywaniu wiedzy.
W efekcie mamy dziś do czynienia z sytuacją niezwykłą. W zbudowanej na fundamencie wiary w Chrystusa Europie zaczyna brakować miejsca dla chrześcijaństwa. Doszło do tego, że postawy większości współczesnych środowisk opiniotwórczych nie da się określić inaczej niż za pomocą słowa „chrystofobia” oznaczającego irracjonalny lęk przed wszystkimi postaciami chrześcijaństwa. Jak zauważa prof. Joseph Weiler: Postawa antychrześcijańska jest uważana za coś normalnego, wręcz stosownego. Nieprzyzwoite jest natomiast bycie antysemitą czy islamofobem Wielu ludzi, którzy określają siebie mianem laików, w rzeczywistości jest chrystofobami. Nienawidzą Kościoła i alergicznie reagują na każdy religijny gest.
Ta sytuacja oddziałuje niestety także na chrześcijan. Coraz częściej sprawiają oni wrażenie jakby wstydzili się swojej wiary. Co więcej często dają sobie wmówić, że wiara to wyłącznie ich prywatna sprawa. Powoduje to, że czują się zmuszeni do tłumaczenia z obecności w miejscach publicznych krzyża. A w debacie na temat tak istotnych kwestii jak aborcja, eutanazja czy in vitro słyszymy wyraźnie wyartykułowany głos liberałów czy ateistów, natomiast brakuje jasnego stanowiska chrześcijan. Stanowiska akcentującego fakt, że akceptacja tych pomysłów to złamanie podstawowych norm moralnych.
Krytykom mówiącym że moralność religijna nie powinna być traktowana jako kryterium przy tego typu decyzjach bo nie wszyscy ludzie są wierzący dedykuję słowa cytowanego już prof. Weilera, który, o czym warto pamiętać, nie jest chrześcijaninem, lecz ortodoksyjnym Żydem: OK, w takim razie nie możemy zmuszać ludzi do tego, żeby nie zabijali innych. Bo zakaz „Nie zabijaj” pochodzi z Dekalogu, który związany jest z religią. Owszem, gdyby ktoś chciał ustanowić prawo zmuszające wszystkich do chodzenia na Mszę, to byłoby sprzeczne z wolnością religijną.
Sądzę, że główną przyczyną opisanego zamieszania jest brak wystarczających informacji o dziejach naszej kultury i miejscu, jakie zajmuje w niej chrześcijaństwo. Dlatego warto pamiętać, że na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim istnieją studia kulturoznawcze, dzięki którym można się tego dowiedzieć. Szkoda, że tylko niewielu młodych ludzi studiuje ten kierunek. Bo wiedza, którą tam można zdobyć pozwala skutecznie przeciwstawić się wskazanym wcześniej nieporozumieniom i błędom…
Robert T. Ptaszek