Ideowe Podstawy Totalitaryzmu
Agnieszka Lekka-Kowalik
Ideowe podstawy totalitaryzmu
Encyklopedia PWN charakteryzuje totalitaryzm jako system rządów i wspierająca go ideologia dążący do całkowitej władzy nad jednostką i społeczeństwem za pomocą monopolu informacyjnego propagandy i cenzury, wyznaczania ideologii państwowej, terroru tajnych służb wobec przeciwników politycznych, masowej monopartii, nihilistycznego podejścia do tradycji. W systemach totalitarnych życie ludzi podporządkowane jest wszechobecnej kontroli ze strony władzy. Wyznacza ona standardy i normy zachowania, określa status socjalny obywateli, ustala kierunki, obszary i granice aktywności publicznej oraz kształtuje wzorce życia osobistego. W tym sensie totalitaryzm dąży do wytworzenia „nowego człowieka”. Można oczywiście wymienić więcej cech rządów totalitarnych. Jednakże celem niniejszego artykułu nie jest charakterystyka totalitaryzmu jako systemu rządu, ale odpowiedź na trzy zasadnicze – i splecione ze sobą – pytania: (a) jakie idee stanowią źródła totalitaryzmu? (b) Co sprawia, że tylu ludzi szczerze angażuje się w ten system? (c) czy idee te należą do świadomości współczesnego Europejczyka, czy też zostały przezwyciężone?
Za tak postawionymi pytaniami tkwią dwa istotne założenia: po pierwsze, zakładam racjonalność człowieka, tj. przyjmuję, iż człowiek działa w oparciu o racje, stanowiące odpowiedź na pytanie, co należy czynić w tej oto sytuacji i dlaczego właśnie to – nie ma więc determinizmu; po drugie, zakładam, że racje te w ostatecznej analizie okazują się przekonaniami filozoficznymi co do natury i celu świata, sensu życia człowieka, miejsca człowieka w strukturze bytu i tym podobne fundamentalne przekonania. Jeśli tak, to za działaniem – budowaniem systemu totalitarnego, angażowaniem się w ten system, czy choćby podporządkowaniem się mu – tkwią pewne idee. Wydobycie na jaw tych idei pozwoli zapytać o ich prawdziwość i zastanowić się, na ile są one składnikiem świadomości współczesnego Europejczyka. Jeśli są – to i totalitaryzm jako forma rządów może się powtórzyć, choć może będą inne środki uzyskiwania całkowitej władzy nad jednostką i społeczeństwem.
Nie roszczę pretensji do wyliczenia wszystkich idei, stanowiących źródło totalitaryzmu. Na cztery z nich chcę natomiast zwrócić uwagę, korzystając z rozważań Kardynała Josepha Ratzingera zamieszczonych w: Czas przemian w Europie oraz Wykłady Bawarskie. W tekstach polemizujących z marksizmem, Kardynał Ratzinger przeanalizował tezy, które – jak sądzę – wskazują zasadnicze ideowe źródła totalitaryzmu. Pójdę w mych analizach jego śladem.
- Polityczny mesjanizm
Pierwszą z takich idei jest polityczny mesjanizm. Polega ona na tym, iż usiłuje się zrealizować mesjańską ideę raju, ale bez Mesjasza, zbudować „tu i teraz” doskonały świat i doskonałego człowieka i w tym sensie „zbawić” człowieka poza Bogiem. Owo „zbawienie” ma się dokonać poprzez przebudowę człowieka i świata środkami politycznymi. W Wykładach Bawarskich Kardynał Ratzinger szkicuje proces przemiany treści terminu „zbawienia”. W swym pierwotnym znaczeniu „zbawienie” obejmowało świat – odkupienie świata i jednostki razem ze światem. Termin „zbawienie” coraz częściej był zastępowany terminem „szczęście”, ale ten ostatni termin mógł „wchłonąć” tylko część treści terminu „zbawienie”. Szczęście nie obejmowało świata – szczęście to indywidualny dobrobyt, zadowolenie z „jakości mojego życia”. Okazało się natomiast, że : „Im bardziej „szczęście pojmowane było w opozycji do „duszy”, a przez to im większą zyskiwało swobodę dla siebie, tym stawało się żarłoczniejsze, a jednocześnie „bledsze”. Z niczym przeto nie konfrontowany człowiek, a spragniony szczęścia człowiek, tym bardziej musiał przeć ku temu, aby bez żadnych ograniczeń mieć, co chce, i być czym chce. Im więcej jednak obalał barier, tym bardziej odczuwalne stawały się dla niego te z nich, które jeszcze pozostały. Porównanie z większym szczęściem drugiego człowieka, który przecież bardziej na nie nie zasłużył kładło się coraz głębszym cieniem, zaciemniając także to, co zostało osiągnięte; jedynie pełna równość mogła się jawić jako nadzieja, ale ta swą miarę mogła czerpać z maksymalizacji możliwości, gdyż tam jedynie mogło znajdować się to, czego tak bardzo jeszcze ludziom brakowało” (Wykłady…, s. 87). Tym sposobem treści terminu „zbawienie” nie objęte terminem „szczęście” znalazły się w terminie „nadzieja przyszłości”, a zarazem wyparły szczęście jako coś godnego politowania, egoistycznego, ograniczonego. Co mogło stanowić drogę do osiągnięcia pełnej równości i maksymalizacji możliwości? Wydawało się, że droga tą być przymierze pokrzywdzonych – „i w ten sposób powstało fascynujące swym ogromem zadanie moralne”. Moralność jawiła się jako wróg indywidualnego szczęścia, zadowolenia z życia, robienia tego co chcę i bycia tym, kim chcę. W tej nowej perspektywie „ukazywała się teraz pod nową postacią – jako wyzwanie, wszechogarniające sięgnięcie w przymierzu ze wszystkimi pozbawionymi swych praw, po zbawienie świata, w porównaniu z którym osobiste szczęście wydać się mogło jedynie mdłym erzacem czy małostkowym handryczeniem się o swoje. Realna przyszłość, czas pełnej wolności i równości, skupiała teraz w sobie całe spektrum znaczeń i emocji kryjących się w „zbawieniu” i „szczęściu”” (ibid., s. 88). W świetle tak rozumianego zbawienia świata wiara jawi się jako coś szkodliwego, bo pokazuje świat jako „dający się znieść”, a przez dobry czyn łatwiejszy do zniesienia, a poprzez to odsuwała nastanie lepszych czasów i sprzyjała tym, którzy obawiali się zmian. Oczywiście, „zbawienie świata” jest czymś dobrym, więc ci, którzy się opierają budowie lepszego społeczeństwa, nie rozumieją, w czym tkwi ich prawdziwe dobro. Natomiast ci, którzy budują takie społeczeństwo i kształtują „nowego człowieka” mają moralny mandat dla wszelkich swych działań. Przeciwnicy polityczni stają się publicznymi wrogami już nie systemu, ale człowieka, który oczekuje zbawienia, przy czym różne wersje totalitaryzmu uważają różne grupy ludzi za godne zbawienia w owym politycznym sensie.
- Wiara w postęp społeczno-moralny
Druga ideą leżąca u podstaw totalitaryzmu jest wiara w postęp moralny i cywilizacyjny osiągnięty środkami politycznymi. Realizacja doskonałego społeczeństwa ludzi równych i wolnych i osiągnięcie „zbawienia” jest możliwa w przyszłości, ale wymaga zdecydowanych działań ze strony władzy, tak by wyeliminować tych, którzy są przeciwni budowaniu doskonałego społeczeństwa politycznymi środkami oraz tych, którzy nie zasługują na zbawienie. Owszem – przyznaje się, że na drodze do owego doskonałego społeczeństwa pojawiają się zjawiska patologiczne, zjawiska przeszkadzające w osiągnięciu celu, zjawiska niezgodne z normami zaplanowanymi dla doskonałego społeczeństwa. Kardynał Ratzinger wskazuje natomiast – i jak sądzę słusznie – że przy całym upodobaniu do negacji i krytyki rozmaitych zjawisk, nie wolno negować tego, że zasadnicza linia rozwoju historycznego jest postępem, a zatem dobro ludzkości leży w przyszłości. Ilustruje tę diagnozę dyskusja nad rozprzestrzenianiem się AIDS. Choroba ta zabiera więcej ludzi niż naturalne czy techniczne katastrofy i jest większym zagrożeniem dla pojedynczego człowieka. „Jednakże ten, kto odważy się powiedzieć, że ludzie powinni wyzwolić się z nieuporządkowania seksualnego, które sprawia ze AIDS ma taką siłę oddziaływania zostanie odrzucony przez opnie publiczna jako beznadziejny obskurant” (Czas przemian.. s. 12). Istnieje więc dozwolona i zabroniona krytyka społeczna – twierdzi Kardynał Ratzinger – ale „ta dozwolona sięga tylko progu podstawowych rozstrzygnięć, które nie mogą zostać poddane w wątpliwość”. Krytyka zasadniczego kierunku rozwoju społecznego oddalałaby ziemską realizację obietnic mesjańskich i poddawała w wątpliwość moralny mandat władzy.
- Samowystarczalność rozumu pozytywistycznego
Termin „rozum pozytywistyczny oznacza rozum, który – czerpiąc dane z doświadczenia zmysłowego – jedynie te dane uznaje za wiarygodne źródło poznania świata i ujmuje je w języku, tworząc teorie wyjaśniające obserwowane zjawiska. Jest to rozum samowystarczalny i do niczego więcej nie musi się odwoływać, by zrozumieć świat, prawa nim rządzące oraz by móc ten świat skutecznie przekształcać wedle własnych projektów – celowość nie jest wpisana w strukturę świata i to ostatecznie rozum decyduje o kierunku przekształceń. Jest to jednakże rozum posługujący się ostatecznie kryteriami pragmatycznymi, co dobrze wyraził Rudolf Carnap, jeden z czołowych przedstawicieli Koła Wiedeńskiego. Odróżnił on zagadnienia czy problemy wewnętrzne, które można rozpatrywać w obrębie danego języka i zewnętrzne, które wiążą się z wyborem systemu językowego. W obrębie systemu językowego – a więc określonej teorii naukowej – można zasadnie pytać o istnienie np. elektronów i kwarków oraz dawać odpowiedzi o charakterze logicznym czy empirycznym. Pytanie o realność tych bytów poza systemem językowym staje się pytaniem metafizycznym, a więc – z punktu widzenia logicznego pozytywizmu – bezsensownym. Można natomiast zasadnie zapytać o przydatność danego systemu językowego dla obranych celów. Pytanie to ma jednak charakter nie teoretyczny, ale praktyczny, a odpowiedź odwołuje się do takich własności języka jak prostota. To prowadzi Carnapa do postulatu tolerancji form językowych, tak długo, jak długo język jest skuteczny jako narzędzie do obranych celów. Ów pozytywistyczny rozum jest ostatecznie „sługą obranych celów” i to nie tylko w sferze poznania. Także sfera moralna jest ostatecznie poddana kryterium skuteczności. Nawet gdyby dało się oprzeć normy moralne o doświadczenie – co rozum pozytywistyczny kwestionuje, odsyłając normy i wartości do sfery subiektywnej, to i tak ujęcie wartości i norm w język zmuszałoby do wyboru języka, a ten wybór ostatecznie jest podany kryteriom pragmatycznym. Moralne jest więc to, co służy obranym celom, a w tym przypadku budowie doskonałego społeczeństwa i takim zreformowaniu jednostki, by do niego pasowała. I to ów rozum pozytywistyczny formułuje postulaty, jak ma wyglądać „doskonałe społeczeństwo przyszłości” i jakie środki należy zastosować, by zrealizować ten polityczny projekt. Moralność staje się przez to „naukowa”, bo ugruntowana w związku obrany cel-konieczne środki, a więc w takim samym związku jak zdanie: jeśli chcesz zwiększyć ciśnienie gazu w zamkniętym pojemniku, to podnieś temperaturę gazu (ogrzej pojemnik). Kto się sprzeciwia tak rozumianej moralności, występuje nie tylko przeciwko dobru tych wszystkich, dla których buduje się nowe doskonałe społeczeństwo, ale także przeciwko rozumowi, bo odrzuca zdania równie pewne jak zdania fizyki. Osoba taka wymaga więc odosobnienia, by nie podburzała innych i reedukacji, by zrozumiała swój błąd; a w skrajnych przypadkach może zajść konieczność jej „fizycznej eliminacji”, jak to się eufemistycznie określa, by nie zagrozić całej budowanej cywilizacji,
- Materializm i wykluczenie Boga
Skoro rozum pozytywistyczny jest całością rozumu i nie istnieje nic, co by umykało poznaniu przez ten rozum, to świat i człowiek okazuje się ostatecznie produktem materii. Owszem, są zjawiska, które nazwalibyśmy duchowymi, ale są one ostatecznie redukowane do materii – jeśli zna się prawidła materii i potrafi ich używać, to można kierować duchem. Rdzeniem tak rozumianego materializmu jest przekonanie, że można stworzyć zaplanowanego człowieka i społeczeństwo za pomocą strukturalnych recept. Należy tylko konsekwentnie zgodnie z tymi receptami postępować, nawet jeśli oznacza to odebranie wolności jednostce. „Prawdziwa wolność to zrozumienie konieczności”, więc jeśli ktoś nie rozumie należy go przymusić do właściwego postępowania – dla dobra i jego samego i wszystkich innych – oraz poddać edukacji, a jeśli się nie udaje – wyeliminować: „ucisk wolności przez system nie jest gwałtem wobec myśli, lecz jej logicznym zastosowaniem” (Wykłady.., s. 79). Przy takim ujęciu świat i człowiek jest ostatecznie jako „surowcem praktyki”, skoro nic w samym bycie mnie moralnie nie wiąże, skoro moralność ostatecznie oznacza skuteczność w realizacji obranych celów.. Nie ma bowiem nie norm moralnych, bo nie ma „istoty rzeczy”, która jakkolwiek muszę respektować: „człowiek przestaje być darem natury lub dziełem Boga; jest swoim własnym wytworem. Zszedł w głąb źródła władzy, do źródeł własnej egzystencji. Odtąd pokusa stworzenia człowieka doskonałego, pokusa przeprowadzania na nim eksperymentów, pokusa traktowania ludzi, jakby to były śmiecie i pozbywania się ich nie jest fantazjowaniem wrogo nastawionych do postępu moralistów” (Czas przemian, s. 7). Takie rozumienie świata – zauważa Kardynał Ratzinger – zastępuje Boga i wyklucza go w sposób konieczny, wchodząc w Jego miejsce. Wiara, że polityczno-technicznymi środkami da się zbudować doskonałego człowieka i społeczeństwo, zaprojektowane przez pozytywistyczny rozum w całkowicie logiczny sposób pociąga za sobą mniemanie, że należy usunąć Boga z działania historycznego, a przeświadczenia o tym czy On istnieje i Kim jest wyrzucić w obręb prywatności i dowolności. Jest to systematyczne wykluczenie elementu boskiego z kształtowania historii i życia człowieka, przez to również „życia wiecznego”.
Konsekwencją akceptacji politycznego mesjanizmu, przekonań o samowystarczalności rozumu pozytywistycznego, redukcji norm moralnych do norm skutecznościowych i traktowanie człowieka i świata jako „surowca praktyki” jest likwidacja potrzeby posiadania i kształtowania sumienia! Nic w świecie nie stanowi ograniczenia dla mojej woli czynienia tego a nie czego innego. Koszmary totalitaryzmów są konsekwencją tych właśnie ideowych podstaw. Nie twierdzę, ze wyliczyłam wszystkie czy najważniejsze idee leżące u podstaw totalitaryzmu jako systemu politycznego i wyjaśniające zaangażowanie ludzi po jego stronie. Sądzę jednak, że te idee, które wyliczyłam są ważne, gdyż ich zmodyfikowane wersje spotykamy i dziś w naszym obszarze kulturowym. Innymi słowy, sądzę, że wskazywane przez Kardynała Ratzingera ideowe źródła reżimów totalitarnych nie zostały przezwyciężone. Uznając trudność diagnozowania „ducha czasu”, uważam jednak, że kilka kwestii można wskazać.
- Wewnątrzświatowa eschatologia i prywatny raj
Wydaje się, że w naszym kręgu cywilizacyjnym zrezygnowano z wyraźnego i jasno określonego politycznego projektu jednostki i społeczeństwa przyszłości; i znikło chyba oczekiwanie na realizację jakiegokolwiek takiego projektu w przyszłości. Nie ma więc politycznego mesjanizmu we właściwym sensie tego terminu, ale zastąpiła go wewnątrzświatowa eschatologia. Pozostał bowiem jego zasadniczy ideowy fundament: przekonanie, że „tu i teraz” ma się zrealizować mesjańska obietnica raju – tyle że teraz ma się to dokonać na skalę indywidualną. Panuje przekonanie, że każdy z nas ma prawo zaprojektować i budować „prywatny raik”, w którym realizuje własny projekt szczęścia. To, co sprzyja budowaniu owych „raików” pozostaje wyznacznikiem moralności.Ponownie „zbawienie” zostaje zrozumiane jako indywidualne szczęście, ale już nie ma treści, którą termin „szczęście” nie obejmuje. Zaś wszystko to, co przeszkadza w budowaniu „prywatnego raju” czy raczej „raiku” jest zagrożeniem dla wolności człowieka i powinno być tępione z całą surowością. Ta redukcja „nadziei i przyszłości” zastępującej zbawienie do „indywidualnego szczęścia jako zbawienia” ma nieoczekiwaną konsekwencję: można myśleć, że zbuduje się „raj na ziemi” w przyszłości, że zrobią to kolejne pokolenia, nawet jeśli w moim czasie już widać, że się to nie uda – i z przekonania o pracy na rzecz przyszłości czerpać siły do życia i działania. Nie trzeba głębokiej refleksji, by stwierdzić, że nie da się zbudować na trwale prywatnego „raiku” wedle mojego projektu – choćby dlatego, że prędzej czy później pojawia się perspektywa śmierci, a i łatwo taki „raik” zburzyć. Skąd więc czerpać siły do życia? Wskazywana przez psychologów desperacja, depresja i zapewne rezygnacja może mieć i takie właśnie źródło – klęskę wewnątrzświatowej eschatologii; a w tej perspektywie eutanazja wydaje się być dobrym rozwiązaniem. Owa wewnątrzświatowa eschatologia brzmi przekonująco, ale „[d]opiero po dokładnym przyjrzeniu się widać w tym wszystkim diable kopyto, słychać chichot Mefistofelesa” (Czas przemian, s. 18)
- Wiara w postęp nieograniczony naukowo-techniczny
Znikła też chyba wiara w postęp doskonalący człowieka i społeczeństwo. Ostała się natomiast wiara w nieustanny postęp naukowo-techniczny, który pozwoli przezwyciężać płynące ze świata ograniczenia w budowaniu „raików” i dostarczy środków realizacji wszelkich postawionych celów. Za tym przekonaniem stoi pewna wizja nauki: nauka jestwolna od wszelkich wartości pozapoznawczych i jest neutralna wobec jakichkolwiek celów. Jej zadaniem jest dostarczanie środków realizacji stawianych celów, przy czym owo dostarczanie środków oznacza wykrywanie prawidłowości świata, pokazujących, ze po zaistnieniu stanu X pojawi się z konieczności lub z pewnym prawdopodobieństwem stan Y. Określenie, czy stan Y jest pożądany, czy nie zależy już od użytkowników wyników nauki. Taka wizja jest deformacją natury nauki (zob. A Lekka-Kowalik 2008), ale ponieważ nauka jest tworem kulturowym, to jak jest rozwijana zależy – wedle celnego określenia Stanisława Ossowskiego – od tego co się o niej myśli. Produkuje się środki więc transportu i są one dobre, bo efektywnie przenoszą ludzi z miejsca na miejsce; i produkuje się broń, która jest dobra, bo efektywnie zabija; i rozwija metodę in vitro, bo mniej lub bardziej efektywnie daje parze potomstwo. Nie pyta się natomiast, czy dobrze jest dla człowieka przemieszczać się czy być zabijanym lub zabijać, czy dobrze jest, by dzieci były produkowane w laboratorium. Takie pytania są zabronione, jako nieracjonalne, bo wkraczające w subiektywną sferę wartości Nie zanikło więc przeświadczenie, na które zwracał uwagę Kardynał Ratzinger, że pewne postaci krytyki rozwoju historycznego są niedozwolone i że należy skonstruować społeczne mechanizmy ich likwidowania, a co najmniej marginalizacji. Wiarę w nieograniczony niczym postęp naukowo-techniczny usprawiedliwia też przekonanie, że świat, człowiek i społeczeństwo są ostatecznie „surowcem praktyki”.
- Dekonstrukcja rozumu pozytywistycznego
Współcześnie pozytywistyczny rozum został poddany „dekonstrukcji”, by wykazać jego bezpodstawne roszczenia do odkrywania prawdy o świecie. Nie tylko więc uznano, że rozum ten jest całością rozumu i nie ma niczego, co by wykraczało poza jego kompetencje, ale odebrano kompetencje nawet w tym zakresie, który mu wcześniej przyznano. „Dobre teorie” to nie teorie prawdziwe czy prawdopodobne, ale teorie, które „pracują” (they work), nie roszcząc sobie pretensji do dostarczania wiedzy o strukturze i funkcjonowaniu świata. Taki rozum – ostatecznie instrumentalny – nie może dostarczyćnaukowych recept na zbawiające szczęście; każdy wyznacza je sobie sam . Tenże rozum pozbawiony możliwości opracowania naukowej recepty na doskonały świat, nie ma też podstaw do wyznaczenia „naukowej moralności”; ją również każdy kostruuje sam. Pozostaje natomiast przekonanie, że nic po stronie świata nie wiąże człowieka moralnie. Wszelkie próby wskazania płynących z bytu norm moralnych nie są niczym więcej jak próba narzucenia jednostce własnych przekonań, do których jednostka ma prawo i zgodnie z którymi ma prawo postępować realizując własny ideał szczęścia. Oczywiście,praktycznie nie da się funkcjonować w społeczeństwie, w którym za obowiązujące uznaje się sprzeczne normy moralne, podobnie jak wydłużanie listę „praw” jednostki powoduje nie tylko to, że owe „prawa” zaczynają ze sobą kolidować, ale także i to, że prawa pociągają za sobą czyjeś obowiązki, które również zaczynają ze sobą kolidować. Co ma zrobić lekarz, który uważa, że dziecko poczęta ma prawo żyć, a kobieta uważa, że ona ma prawo do aborcji? Albo gdy kobieta uważa, że ma prawo do aborcji, bo posiadanie dziecka przeszkadza w realizacji szczęścia, a jej ojciec – że ma prawo do wnuczki, bo bez „ciągłości pokoleń” będzie nieszczęśliwy? W sytuacjach takich przywoływano jest ostatecznie państwo lub instytucje ponadnarodowe, które rozstrzygają takie konflikty. A im więcej jest takich przypadków, tym bardziej się taki instytucje rozrastają i normują coraz więcej obszarów życia, swą działalność uzasadniając zadaniem chronienia szczęścia jednostki, a więc czymś godziwym moralnie, na rzecz czego warto się angażować. Czy to właśnie nie otwiera to drogi do totalitaryzmu?
Nie podejmę dyskusji nad funkcjonowaniem idei materializmu i postulatem wykluczenia Boga z przestrzeni publicznej, gdyż wymagałoby to niezwykle rozbudowanych analiz, na które nie ma tutaj miejsca. Natomiast sama ich obecność jest tak oczywistym faktem, że uznaję za zbyteczne argumentowanie. Jedynie tytułem ilustracji: czymże jest przedstawienie miłości między dwojgiem ludzi jako „chemii”, jeśli nie próbązredukowania tego co duchowe do tego co materialne?
Przedstawione rozważania pozwalają wyciągnąć niewesoły wniosek: idee, które leżały u podstaw politycznych totalitaryzmów i które sprawiają, że tylu ludzi angażuje się po stronie totalitarnych reżimów nie znikły, a raczej zmutowały. Warto więc postawić pytanie, czy nie rodzą się jakieś nowe formy totalitaryzmów, niekoniecznie te stricte polityczne. Stawiam też następującą diagnozę: wyliczone idee – te oryginalne i te „zmutowane” – są fałszywe! Prędzej czy później oparta na nich praktyka zaczyna zawodzić, a wtedy trzeba odwołać się do jawnych środków przemocy. Widmo totalitaryzmu z Europy nie znikło.
Vittorio Messori trafnie zauważa, że „[j]eśli tak bardzo uważamy i z taką surowością podchodzimy do zdatności pokarmów, pożywienia ciała, przeprowadzając kontrole, wystawiając certyfikaty i powołując inspekcje kontroli jakości – jak można nie robić tego samego, gdy chodzi o idee, które są pożywieniem duszy?” (Messori 2009, s. 373). Jeśli nasze umysły karmione są ideami prowadzącymi do różnych form totalitaryzmu – to prędzej czy później totalitaryzm nastanie. Wedle celnego stwierdzenia Richarda Weavera – stanowiącego zarazem tytuł jego książki – idee mają konsekwencje. Sam Weaver pisząc w 1948 roku tę książkę, wskazywał na konsekwencje wykluczenia Transcendencji i ideałów z życia indywidualnego i społecznego. On postawił też pesymistyczną diagnozę co do skutków tego procesu: „może się nawet zdarzyć,, że degeneracja postąpiła tak daleko, iż nie ma sposobu na powtórne zaszczepienie ideałów.(…) Jednak obowiązkiem tych, który potrafią przewidzieć koniec owych saturnaliów, jest wygłoszenie rad. Nic nie jest pewniejszego nad to, że opisany stan obejmuje nas wszystkich. Praktycznie nikt nie może uniknąć fali tak wysokiej i rozległej, jak upadek cywilizacji. Jeśli myśliciele naszych czasów nie potrafią na tyle ujarzmić wyobraźni świata, aby doprowadzić do głębokiej przemiany, będą musieli sczeznąć razem z nim. Nędzna to pociecha w godzinie, kiedy będą mogli powiedzieć ‘A nie mówiłem?” (2010, s. 196-197). Fakt, że idee mają konsekwencje, nakłada na tych, którzy niejako „zawodowo” mają z nimi do czynienia obowiązek nie tylko stania po stronie prawdy, ale i bronienia prawdy. Warto o tym przypominać filozofom, gdy beztrosko głoszą modne idee. To właśnie przed nimi ostrzegał Gilbert Chesterton: „najgroźniejszy ze wszystkich przestępców to nowoczesny filozof, nie uznający żadnych praw. W porównaniu z nim włamywacze i bigamiści są w zasadzie moralni (…). Oni bowiem uznają podstawowe ideały ludzkie, tylko szukają ich na błędne drodze” (Chesterton 2008, s. 48). Być może więc to filozofowie są odpowiedzialni za krzewienie się idei, które legły u podstaw totalitaryzmu; i to na nich ciąży odpowiedzialność, by idee te znikły jako „pożywienie” europejskiej duszy.
Bibliografia:
- Gilbert K. Chesterton, Człowiek, który był czwartkiem, Warszawa 2008
- Vittorio Messori, Dlaczego wierzę, Kraków 2009
- Joseph Ratzinger, Czas przemian w Europie, Kraków 2005
Wykłady Bawarskie, Kraków 2009
- Richard Weaver, Idee mają konsekwencje, Warszawa 2010
Niniejszy tekst ukaże się w kolejnym tomie z serii „Przyszłość cywilizacji Zachodu” pod redakcją Piotra Jaroszyńskiego.