O Potrzebie Filozofii M.A. Krąpiec
O POTRZEBIE FILOZOFII
Historia wiedzy jest świadkiem różnego pojmowania filozofii, a dzieje obfitują w najrozmaitszego rodzaju koncepcje filozoficzne. I może właśnie to stanowi dla wielu nieobeznanych z mechanizmem filozofowania powód do lekceważenia filozofii w ogóle lub – co jest jeszcze gorsze – uprawiania tzw. filozofii na własna rękę – słowem, filozofowania poznawczo nieodpowiedzialnego.
Tymczasem filozofia należy do najstarszych dziedzin racjonalnego poznania. U podstaw – w sensie historyczno-genetycznym – naukowego poznania leżała filozofia, z której rozwinęły się wszystkie nauki, jako jej posiew lub jej partykularyzacje. Również u podstaw naukowego poznania w sensie metodologicznym leży filozofia, która zarazem jest zwieńczeniem wszystkich nauk, pojmowanym nie tyle jako ich uogólnienie (co wydaje się nieporozumieniem), ale jako typ poznania osądzającego, które wprawdzie nie dostarcza nowych zjawiskowych treści poznawczych – to bowiem jest zadaniem nauk szczegółowych – ale które uczy rozumienia świata, dając człowiekowi głębszy, wyjaśniający „wgląd” w to, co nazywamy rzeczywistością.
Poznanie filozoficzne zrodziło się w VII wieku przed Chr. we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego, w jońskim Milecie, jako próba przezwyciężenia mitologicznego wyjaśniania świata i zarazem jako typ poznania bezinteresownego, niesłużącego uprzywilejowanej kaście kapłańskiej (zalążki poznania naukowego były dotąd pielęgnowane w kręgach świątyni jako narzędzie władzy) i osobom panującym; jako szukanie w zorganizowany sposób odpowiedzi na pytanie o przyczynę, rację, zasadę przedmiotową całej rzeczywistości lub jej części.
Filozofia wyodrębniła się wówczas, gdy Anaksymander, uczeń Talesa, współzałożyciel szkoły w Milecie, po raz pierwszy postawił pytanie o [arché] świata, związane z odkryciem rzeczywistości jako kosmosu. W pytaniu tym chodziło o ukazanie czy też dostrzeżenie takiego momentu, zasady lub elementu „tego świata”, który by współmiernie do zjawisk wyjaśnił ten właśnie świat i określił w nim miejsce człowieka.
Tak postawione pytanie, jak i dawane nań pierwotnie odpowiedzi były „na wyrost”, gdyż nie od razu opracowano metodę poznania filozoficznego (i samą koncepcję nauki). Z chwilą zaś, gdy zaczęto je coraz bardziej precyzować, wyłoniły się rozmaite przedmioty czy aspekty badawcze, na skutek czego powstawały nowe gałęzie nauk, które początkowo były integralną częścią filozofii. Owa partykularyzacja filozoficznego poznania z biegiem stuleci zdezintegrowała poznanie filozoficzne tak dalece, że w XIX i na początku XX stulecia wielu sądziło, iż z samej filozofii już nic nie pozostało. Był to okres naprawdę głębokiego jejkryzysu. Kryzys ten okazał się zbawczy dla samej filozofii, która dzięki temu pogłębiła swój status metodologiczny, doszła, po refleksji dokonanej przez wielu myślicieli różnych kierunków, do bardziej precyzyjnego określenia swojego aspektu badań i swojej odrębnej metody.
Jeśli, jak wskazuje historia, nauki powstały z korzenia lub z posiewu filozofii, to gruntowniejsze ich poznanie, a takie przecież powinno dokonywać się na uniwersytecie, wymaga poznania samej filozofii, przynajmniej tych jej dziedzin, które się łączą z ukonstytuowaniem poszczególnych, odrębnych dziedzin naukowego poznania. Stąd epistemologia (wraz z metodologią i logiką) oraz historia filozofii są dla wykształcenia uniwersyteckiego tak niezbędne, jak niezbędne jest samo rozumienie nauki. Ciągle jesteśmy świadkami, jak wyróżniające się uczelnie na Zachodzie, nawet techniczne, wprowadzają katedry, a nawet wydziały filozofii, w celu dopełnienia wykształcenia uniwersyteckiego.
Niewątpliwie jest to podyktowane nie tylko chęcią pogłębienia historycznych podstaw współczesnej nauki, ale także zrozumieniem roli filozofii w kształtowaniu twórczej intuicji i wyobraźni, jej funkcji „wiązania” rozdrobnionych przez nauki fragmentów rzeczywistości oraz jej roli ściśle humanistycznej, ubogacającej samego człowieka. Bogate dzieje filozofii, różnorodność jej poglądów i teorii poszerzają – jakże bardzo – horyzonty myślowe tych, którzy mają się stać pracującymi twórczo specjalistami.
Doniosłym zadaniem filozofii jest dostarczanie podstaw epistemologicznych dla różnorodnych gałęzi naukowego poznania. Oczywiście, nie chodzi tu o jakieś pretensje filozofii (filozofów) do wyznaczania różnym naukom lub też różnym dziedzinom nauk ich przedmiotu i metody. Każda bowiem z nauk sprawy te rozwiązuje autonomicznie, dokonując w tym względzie ciągłych doprecyzowań. Jednak filozofia zajmująca się analizą poznania jako takiego, dostarcza pierwszych podstaw teoriopoznawczych dla bardziej wyspecjalizowanego i „uzbrojonego” poznania, jakim są poszczególne zespoły nauk tak formalnych, jak i realnych, tak przyrodniczych, jak i humanistycznych.
O co tu chodzi? Dostrzegamy, że poszczególne nauki wyspecjalizowały się tak dalece, że niekiedy trudno – czego przykładem są rozliczne kongresy naukowe – nawet specjalistom w obrębie tej samej dziedziny nauki nie tylko dojść do porozumienia, ale nawet zrozumieć się. Poszczególne nauki „wyostrzają” swoje narzędzia poznawcze i stosują coraz bardziej skomplikowaną aparaturę językową, zazwyczaj matematyzując opis i szeroko pojęte wyjaśnianie swojego przedmiotu (w czym, rzecz jasna, znajomość logiki jest nieodzowna). Czy jednak procesowi tzw. uzbrajania poznania naukowego w specjalistyczną aparaturę językową, wyostrzania i precyzowania go oraz usprawniania nauki przez posługiwanie się komputerami – towarzyszy zreflektowane rozumienie poznania-myślenia? Jesteśmy dziś w paradoksalnej sytuacji, bo umiemy dość sprawnie posługiwać się poznaniem-myślą, nie wiedząc przy tym, czym jest samo poznanie i jakie są jego pierwsze i podstawowe prawa, na podstawie których zbudowane są – jako właśnie racjonalne – wszelkie aparatury usprawniające, wyostrzające lub precyzujące i uwielokrotniające proces myślenia. Owszem, można powiedzieć, że dla specjalisty i wyników jego pracy to wszystko nie jest ważne. Tu przypomina się strofa z A. Mickiewicza:
Mówisz: Niech sobie ludzie nie kochają Boga,
Byle im była cnota i Ojczyzna droga.
Głupiec mówi: Niech sobie źródło wyschnie w górach,
Byleby mi płynęła woda w miejskich rurach.
Zdania i uwagi
Otóż filozofia, ta niby typowo bezproduktywna wiedza, uczy właśnie poznawać i myśleć, bo uczy o samej myśli, o pierwszych i podstawowych formach i prawach poznania, które „przenikają” wszystko to, co nadal i w różnej postaci nazywa się nauką. Takie pytania: co to znaczy poznawać, jaka jest struktura aktu poznania, jakie są pierwsze formy poznania-myślenia, jaki charakter mają pierwsze prawa myślenia (zasada tożsamości, niesprzeczności, racji bytu, celowości, przyczynowości) – rozpatrywane są tylko na terenie filozofii. I każda głębsza refleksja nad metodologicznym statusem nawet bardzo wyspecjalizowanych nauk od razu stawia przed oczy naukowcowi te właśnie pytania, którymi filozofia zajmuje się od paru tysiącleci i w odpowiedzi na które doszła do różnych ciekawych sformułowań, przez jeszcze ciekawsze analizy. Znajomość tych właśnie spraw pozwala naukowcowi i każdemu, kto zastanawia się nad charakterem naukowego poznania, o wiele precyzyjniej ustawić własną myśl i dobrać właściwe narzędzia dla osiągnięcia celu.
Szczególnie jednak ważne jest zaznajomienie się z elementami filozofii w wykształceniu humanistycznym i teologicznym. Humanista bowiem zajmuje się analizą tworów ludzkiego intelektu, taką czy inną postacią bytu intencjonalnego. Dlatego poznanie struktury bytu intencjonalnego, a zwłaszcza ludzkiej myśli, od której wszystko, czym zajmuje się humanistyka, jest pochodne, dla wykształcenia humanistycznego jest nieodzowne. A o tym wszystkim można poinformować się tylko na terenie filozofii. Można wprawdzie zagadnienia dotyczące bytu intencjonalnego – np. struktury języka, dzieła sztuki – wyizolować z filozofii i przenieść na teren nauk humanistycznych, ale i wówczas skuteczna ich analiza może się dokonać tylko w języku filozoficznym. Bez filozoficznej analizy zagadnienia te nie zostaną ostatecznie wyjaśnione.
Gdy chodzi o rolę filozofii w teologii, to chyba nie trzeba na ten temat zbytnio się rozwodzić. Teologia, jaka się ukształtowała w ostatnich dwóch tysiącach lat, jest właściwie filozoficzną interpretacją objawienia. I wszelka ucieczka od filozofii jest chyba tylko nieporozumieniem albo też jeszcze nie-teologią.
Najważniejsza jednak rola filozofii jawi się przy specyficznie ludzkiej potrzebie zrozumienia sensu świata i człowieka. Jest to jej rola najstarsza i jednocześnie wiecznie młoda, ciągle aktualna, jak zawsze aktualny jest człowiek i jego sprawy egzystencjalne. Już Heraklit zauważył, że człowiek, który tylko dużo wie, jeszcze przez to samo nie staje się mądry. I właśnie filozofia sama z siebie nie ma celu dostarczenia nam nowych wiadomości o świecie i człowieku. Dziś, po bardziej precyzyjnym wyznaczeniu aspektu badań samej filozofii, wiadomości o świecie i człowieku czerpiemy zasadniczo z nauk szczegółowych, które czynią to na ogół dość precyzyjnie i systematycznie. Dla ludzi, obok wiadomości o świecie, jest równie ważne, a niekiedy nawet ważniejsze, samo rozumienie sensu świata i człowieka oraz otrzymanie odpowiedzi na podstawowe, ciągle żywe, egzystencjalne pytania: Co to znaczy być? Jakie są uniesprzeczniające warunki bytowania w ogóle, a człowieka w szczególności? Po co człowiek żyje?
Dawane odpowiedzi mogą być oczywiście bardzo różnorodne, zależne od przyjętych systemów filozoficznych, mogą być pozytywne i negatywne, mogą się wzajem wykluczać lub krzyżować itp. Wszystko zależy od systemu, od przyjętego przedmiotu rozważań filozoficznych. Nie o to tutaj jednak chodzi. Każdy człowiek zastanawiający się nad własnym życiem stawia egzystencjalne, bo dotyczące egzystencji ludzkiej i świata, pytania. Odpowiedzi na nie mogą być tylko tymczasowe, formułowane fachowo lub niefachowo. A właśnie filozofia pomaga w udzielaniu profesjonalnej odpowiedzi, gdyż filozofia jest poznaniem bytu i jego zasadniczych czynników składowych.
Dawanie odpowiedzi egzystencjalnych na podstawie analizy podstawowych struktur rzeczywistości nie mogło, rzecz jasna, dokonać się bez wyodrębnienia określonego aspektu badań filozoficznych, bez „skonstruowania” czy też „dostrzeżenia” samej bytowości jako podstawowej struktury rzeczywistości, do której, jako do ostatecznej instancji (realnej), musiały być odniesione wszelkie próby filozoficznej interpretacji świata. I chociażby nawet wyodrębnienie określonego aspektu badań filozoficznych – co niekiedy jest równoważne z odkryciem podstawowej struktury rzeczywistości – nie było trafne, nie całkiem trafne czy nawet mylne lub nieprowadzące do zamierzonego w filozofii celu, jakim jest teoretyczne i ostatecznie uzasadniające poznanie świata w aspekcie jego „prawdziwej bytowości”, jak się wyraził Platon, to jednak już samo filozoficzne myślenie jest dla człowieka jako bytu rozumnego (myślącego) jedną z największych wartości. Przybliża bowiem do rozwiązania ważnych problemów egzystencjalnych oraz doskonali w człowieku samo poznanie, w jakimś stopniu czyni je precyzyjnym, a nie dowolnym – właśnie „racjonalnym” – a przez to samo usprawnia i doskonali człowieka w tym, co jest istotnie ludzkie.
A jeśli ponadto filozofia potrafi niekiedy dać nam uzasadnione i sprawdzalne (przy właściwej dla filozofii sprawdzalności, która jest inna od sprawdzalności technicznej lub fizykalnej) odpowiedzi na takie pytania, jak np. o czynnik ostatecznie uniesprzeczniający istnienie świata i człowieka, i postawi przed nami, bytami przygodnymi, uwikłanymi w „wewnętrzne spory egzystencjalne”, racjonalną perspektywę Absolutu, to okazuje się ona bardziej przydatna dla naszego krótkiego życia aniżeli wszelkie przemiany nuklearne i ich racjonalne opanowanie. Dla człowieka bowiem, jako dla bytu żyjącego ciągle na krawędzi śmierci, stokroć ważniejszy jest problem jego trwania i racjonalna perspektywa innego życia – wobec Absolutu, aniżeli niezmiernie ważna skądinąd i doniosła wiedza służąca opanowaniu nowych źródeł energii. Bez filozofii więc kultura nie zasługiwałaby na miano kultury ludzkiej, bo brakowałoby w niej zasadniczych podstaw rozumienia świata, człowieka i jego roli w świecie.
Jeśli człowiekowi z uniwersyteckim wykształceniem brakłoby znajomości problematyki filozoficznej i ogólnej wiedzy o filozofowaniu lub przynajmniej uczulenia na problematykę filozoficzną oraz wiadomości o źródłach, w których jest o tym mowa (nie każdy bowiem jest powołany do samodzielnego przeprowadzania uzasadnień filozoficznych), to czy wówczas jego kształcenie dawałoby mu pełną formację intelektualną? Gdybyśmy odcięli na uniwersytecie dostęp do filozofii, to czyż nie podcięlibyśmy samych korzeni naszej kultury, a przez to samo uniemożliwili dostęp do racjonalnego rozumienia sensu świata i sensu człowieka, sensu całego naukowego poznania? Przez takie pociągnięcie nie narazilibyśmy się na zarzut, że chcemy żywego i intelektualnie „rozbudzonego” człowieka sprowadzić do rzędu bezdusznych automatów-maszyn, komputerów, które wprawdzie dokonują niezwykle sprawnie i precyzyjnie różnych obliczeń, ale same nie wiedzą, co robią i w jakim celu.
Mieczysław A. Krąpiec